
Znany bokser wspomina dwukrotny pobyt w zakładzie karnym z wyjątkowym niesmakiem. Martwił się tym, co dzieje się w jego rodzinie. Przede wszystkim jednak nie przypadł mu do gustu więzienny jadłospis, który uznał za fatalny.
Krzysztof "Diablo" Włodarczyk od lat święci triumfy na ringu bokserskim. Mimo wcześniejszych sukcesów w sporcie Temida okazała się dla niego nieubłagana. Niedawno wyszedł z więzienia po odbyciu drugiego wyroku za prowadzenie samochodu pomimo zakazu i braku uprawnień do kierowania pojazdem. Pierwszy wyrok odsiedział za złamanie sądowego zakazu poruszania się pojazdami mechanicznymi.
Sportowiec jest oburzony warunkami, jakie zastał w zakładach karnych, w których przebywał. W szczególności z niesmakiem wspomina pożywienie, jakim żywione są osoby skazane.
To jedzenie... to jest poniżej czegokolwiek. To nie jest jedzenie. I na Służewcu, i na Grochowie - nie będę Wam nawet mówił, bo nie uwierzycie. Co jest napisane w menu, to jedno wielkie oszustwo. Nie ma nawet jednej dziesiątej tego! Oczywiście są ziemniaki, ale rozgotowane lub mocno nawodnione. Dopóki są ciepłe kilka kęsów można złapać, ale tak to się nie nadaje - opowiedział Andrzejowi Kostyrze z "Super Expressu".
Na szczęście po części udało mu się organizować sobie żywność na własną rękę.
Dożywiałem się... Gdybym nie miał pomocy z zewnątrz, to byłaby tragedia - narzekał.
ZOBACZ: Krzysztof "Diablo" Włodarczyk przebywa w więzieniu. "Unika kontaktu z innymi więźniami"
Diablo nie ukrywa, że pobyt w obu zakładach karnych był dla niego wyjątkowo trudny. Nie narzekał jednak na brak zajęć, zwłaszcza w zakładzie działającym na warszawskim Grochowie.
Najpierw byłem świetlicowym w pomieszczeniu, gdzie była mała biblioteczka, stół do ping ponga i telewizor…. Potem rozwoziłem przez tydzień gary z kuchni. A ostatni miesiąc to już poszedłem do pracy na zewnątrz. Przy Warsie Intercity Grochów sprzątałem pociągi, usuwałem śmieci…
W wolnych chwilach nie mógł zagłębić się w pożytecznych lekturach, ponieważ martwił się problemami, które pozostawił na zewnątrz.
(…) głowa mi nie funkcjonowała, myślałem o czasie, który tracę. Mam zobowiązania finansowe, alimenty, kredyt, inne rzeczy. To mnie dobijało. Myślałem, jak sobie radzi moja narzeczona, przyszła żona, jak sobie radzi dziecko. Jesteśmy po rodzinnej tragedii, bo w tamtym roku, w listopadzie, Karolina poroniła. To też nas dobiło. Gdy przyszedł tak zwany "bilet", była już tylko faza zniżkowa - odetchnął z ulgą.
fot. Instagram/krzysztofdiablowlodarczyk
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie