
Ewa Krawczyk nie może pogodzić się ze śmiercią męża. Wciąż czuje jego obecność. Twierdzi, że Krzysztof daje jej znaki. Ostrzegł ją przed niebezpieczną sytuacją na drodze, dzięki czemu nie doszło do wypadku.
Ewa Krawczyk i Krzysztof Krawczyk przez wiele lat byli małżeństwem praktycznie nierozłącznym. Ich miłość widoczna była na każdym kroku. Pod koniec życia piosenkarza żona troskliwie się opiekowała się mężem. Jeszcze wiele miesięcy po jego śmierci opowiadała o tym, jak ciężko jej bez niego żyć. Codziennie odwiedzała grób Krzysztofa na cmentarzu.
Pod tym względem niewiele się zmieniło. Wciąż trudno jej uwierzyć, że męża już nie ma na tym świecie. Do dziś nie pogodziła się z jego odejściem.
To nie jest prawda, że czas leczy rany. Nie leczy. Nie pogodziłam się z odejściem Krzysia i chyba nigdy do końca się z tym nie pogodzę. Oczywiście, próbuję uczyć się nowego życia bez męża, ale idzie mi bardzo wolno - przyznała w rozmowie z magazynem "Świat & Ludzie".
Wytchnienie i siłę do dalszego życia daje jej modlitwa oraz wiara.
Poświęcam godzinę dziennie na modlitwę bez względu na to, gdzie jestem. Wiara daje mi oparcie i wielką siłę. Zresztą oboje z Krzysiem w niej znajdowaliśmy pociechę - wyznała.
Ewa cały czas czuje obecność męża. Wierzy, że czuwa nad nią i daje jej znaki. Tak stało się we Wszystkich Świętych. Poczuła wówczas, że jest blisko niej.
Mam w sypialni ledową lampkę. I nawet jak są awarie prądu, wichury, czy jak wyłączają i włączają prąd - to ta lampka nigdy się nie zapaliła. Nie było takiej opcji. A pierwszego listopada w nocy ta lampa się włączyła. Więc może to jest znak, że Krzysztof przyszedł do mnie? Bo wiedział, że takiego sposobu zaznaczenia jego obecności nie będę się bała - zdradziła w rozmowie z "Vivą!".
Opowiedziała o niesamowitym zdarzeniu, do jakiego doszło, kiedy kierowała samochodem. Zmarły mąż przemówił do niej, dzięki czemu uniknęła wypadku drogowego.
ZOBACZ: Ewa Krawczyk o śmierci męża: Położyłam się koło niego. Liczyłam na jakiś cud
Odczuwam też jego obecność, gdy prowadzę samochód. Była taka sytuacja, że zmieniałam pas na autostradzie. Zerknęłam w lusterko i moim zdaniem było wolne. Ale widziałam to tak, bo to był tak zwany punkt martwy. Czyli ten, w którym nie widzimy auta, ale ono tam jest. I nagle usłyszałam autentycznie głos Krzysztofa. Mówił: "Ewa, szybko się odwróć". Ja się odwracam, a tam mam samochód obok siebie. Uchronił mnie od wypadku, dokładnie tak - opisywała.
fot. Facebook.com, KAPiF
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie