Reklama

Prawda o Tańcu z gwiazdami. Jak ustalić zwycięzcę programu?

26/10/2020 06:48

Zakończona właśnie edycja okazała się nietypowa i nieszczęśliwa nie tylko dla Julii Wieniawy jako wielkiej przegranej. Sytuacja pandemiczna zachwiała strukturą programu. Czy w obecnych realiach realizacja niepewnych show na żywo ma w ogóle sens?

O fenomenie "Tańca z gwiazdami" napisano już całe tomy. Jest to jeden z najdłużej obecnych w telewizji programów typu show. Jednak wbrew tytułowi, od dawna z rzadka występują w nim prawdziwe gwiazdy. To dzięki programowi zaczynają błyszczeć nowe osoby wyjęte z zakamarków show-biznesu, na ogół jedynie na potrzeby produkcji.

Od początku zastanawiano się, czy da się z góry wytypować zwycięzcę. Często powtarzano opinię, że to element zaskoczenia, kto wygra – trudno przewidzieć. Jednak po jedenastu edycjach polsatowskich i wcześniejszych trzynastu TVN-owskich wyłania się pewien schemat. Można pokusić się na podstawie kilku wskazówek na w miarę trafne wytypowanie gwiazdy, która w finale otrzymuje upragnioną Kryształową Kulę i czek na 100 tysięcy złotych.

Przede wszystkim - nigdy nie wygrywa faworytka lub faworyt, czy to mediów, czy jurorów. Widzowie wolą zamiast pewniaka osobę, która robi w programie największe postępy. Tak było w poprzedniej edycji - wszyscy myśleli, że numerem jeden zostanie Basia Kurdej-Szatan, tymczasem popularna i sympatyczna aktorka zajęła drugie miejsce, zaś na szczycie podium znalazł się Damian Kordas. Dokładnie tak samo było w najnowszej, właśnie zakończonej edycji - świetna tanecznie i w tańcu doświadczona Julia Wieniawa przegrała z pełną skromności, wdzięku i zarazem czyniącą duże postępy Edytą Zając.

Przemyślany jest również sposób, w jaki wybierani są uczestnicy. Zawsze musi wystąpić osoba pokrzywdzona przez los, najczęściej kaleka. W poprzednich edycjach wzięła udział osoba głuchoniema, niewidoma, uczestnik bez ręki, a we właśnie zakończonej pojawił się chłopak nieposiadający nogi. Ponadto zawsze w programie znajdzie się miejsce dla fajtłapy, który lub która dzięki współczuciu widzów może zajść całkiem wysoko (ale nigdy na sam szczyt). Wybierana jest też młoda osoba popularna w swojej bańce internetowej – influencerka posiadająca wielu obserwujących na Instagramie czy piosenkarka z pokaźną liczbą subskrybentów na YouTubie. Przy tym ważne są zasięgi w mediach społecznościowych, bo to fani tłumnie na nich głosują.

W programie ważne są wywoływane emocje, które zwracają uwagę widzów. Uczestnicy płaczą po nieudanym tańcu, stresują się podczas przygotowań, cieszą się, że nie odpadli, opowiadają wzruszające historie ze swojego życia, dzielą wzruszenie ze swoją rodziną i znajomymi.

I rzeczywiście, tak było do tej pory. Pandemia jednak popsuła sprawdzalny od dawna schemat. Koronawirus jest nieprzewidywalny. W marcu, po zaledwie dwóch odcinkach, Polsat musiał zawiesić program do jesieni. A na jesieni uczestnicy zaczęli rezygnować i z powodu koronawirusa przechodzili na przymusową kwarantannę. Z gry odpadli: Bogdan Kalus, Sylwia Lipka (która mogła powalczyć nawet o zwycięstwo) i jej taneczny partner Rafał Maserak. Z przyczyn losowych odeszli również inni uczestnicy i tancerze. Wrócił natomiast Sylwester Wilk, który wcześniej sam zrezygnował. Dzięki temu w półfinałowym odcinku mogły wystąpić trzy pary. Wówczas wielu widzów poczuło się oszukanych. Gra nie toczyła się już na ustalonych zasadach. W obawie przed dalszymi zakażeniami Polsat został zmuszony do szybszego zakończenia programu.

PRZECZYTAJ TAKŻE: Czy przez Krzysztofa Ibisza odpadli z "Tańca z gwiazdami"? Prezenter tłumaczy się ze swoich niefortunnych słów

Wniosek jest prosty - podczas pandemii nadawanie dużych, telewizyjnych show na żywo jest nie tylko ryzykowne, ale również nieopłacalne. To jedno z niewielu telewizyjnych przedsięwzięć, podczas których w obecnej sytuacji telewizja może stracić pieniądze.

Na koniec jeszcze jeden istotna sprawa, która ma związek z przegraną Julii Wieniawy. Julka wyraźnie wsparła protesty związane z zaostrzeniem prawa antyaborcyjnego. Na dłoni miała nawet namalowaną czerwoną błyskawicę - symbol walki o sprawę. Jestem pewien, że ten fakt przyczynił się do tego, że przegrała.

Widzowie nie tolerują wtrąceń związanych z polityką do programów rozrywkowych. Rozrywka to rozrywka i taką powinna pozostać. Odbiorcy chcą choćby na dwie godziny oderwać się od problemów i otaczającej nas, coraz bardziej ponurej rzeczywistości.

Robert Patoleta

 

fot. Polsat

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Wróć do