
Aktorka przedstawiła swoją wersję zdarzenia, w którym mocno ucierpiała. Ma pretensje nie tylko do partnera, ale także do policji.
Pod koniec kwietnia Sylwia Wysocka, aktorka znana z "Plebanii", Na Wspólnej" oraz "Barw szczęścia", została przewieziona do szpitala z licznymi obrażeniami.
Pogotowie przywiozło ją poturbowaną na traumatologię w stołecznym szpitalu. Aktorka ma złamaną rękę, w kilku miejscach złamany kręgosłup, na szczęście bez przerwanego rdzenia, a także liczne krwiaki na ciele. Musi leżeć i przez najbliższe tygodnie tak pozostanie, co jest dla niej wielkim problemem, ponieważ od dłuższego czasu opiekuje się schorowaną mamą - podała "Rewia".
Następnie PAP podała, że aktorka został pobita przez swojego partnera. Miała spaść ze schodów po tym, jak została przez niego popchnięta. Mężczyzna przekazał jednak zupełnie inną informację. Twierdził, że rzuciła się niego i w związku z tym upadła.
Byłam szarpana, zostałam uderzona i kopnięta w lewą pierś, gdzie mam poważny uraz, a na koniec zostałam zepchnięta ze schodów, w wyniku czego mam liczne złamania i długotrwałą niezdolność do pracy - relacjonowała w tygodniku "Na żywo".
Wyjaśniła również, dlaczego tuż po zdarzeniu policja nie była w stanie się z nią skontaktować.
Prokuratura informuje, że doniesienie o popełnieniu przestępstwa złożyłam dopiero 6 maja, bo "wcześniej nie byłam osiągalna ani pod adresem, ani pod telefonem". Nie byłam pod adresem, bo byłam w szpitalu. Nie miałam telefonu, bo zerwano mi z szyi saszetkę, w której się znajdował i nie oddano do tej pory, choć policja wie, kto mi go zabrał.
PRZECZYTAJ TEŻ: Pogorszył się stan pobitej aktorki. Sylwia Wysocka czuje się coraz gorzej
Miała usłyszeć od policji, że nie zostanie przesłuchana, ponieważ "jest długi weekend". Na komisariacie ponoć nie było nikogo, komu mogła złożyć zeznania w swojej sprawie. Mężczyzna, który ją skrzywdził miał po zdarzeniu wyjechać na... wakacje.
Gdy pogotowie zabierało mnie do szpitala, policja była w domu, a więc wiedziała, co się wydarzyło. Przez sześć dni mojego pobytu w szpitalu nie odezwał się do mnie nikt z policji, ani sprawca, który jak gdyby nigdy nic wyjechał na wczasy.
Wcześniej podawano również, że oboje posiadają niebieską kartę, przyznawaną rodzinom przemocowym. Aktorka potwierdziła, że rzeczywiście tak było. Później jednak zrezygnowała z niebieskiej karty, zaś po ostatnim zdarzeniu policja przywróciła parze całą procedurę.
Teraz aktorka żąda od partnera wysokiego odszkodowania.
fot. screen/YouTube.com, Facebookcom/se.pl
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie