
To przydługi, kolorowy teledysk ociekający złotem, dolarowymi banknotami i dosadnym seksem. Na końcu zaserwowano widzom pouczającą pokazówkę.
Wokół tego filmu powstało wiele medialnego szumu, głównie za sprawą konfliktu pomiędzy duetem producentów-małżonków - Dodą i Emilem Stępniem. Choć Emil Stępień zarzeka się, że nie zniżyłby się do tego, aby w tak mało chwalebny sposób promować film, takie powstaje wrażenie.
Ten film mógł być obyczajowym, niszowym dramatem albo produkcją na wskroś komercyjną, która przyciągnie do kin tłumy. Wybrano tę drugą opcję. "Dziewczyny z Dubaju" to przydługi teledysk, pełen szybko zmieniających się kadrów, ociekający bogatymi wnętrzami, egzotycznymi krajobrazami, luksusowymi jachtami w tle i pękami grubych plików banknotów w niemal co drugiej scenie. Choć twórcy zarzekają się, że nie jest to pochwała luksusowej prostytucji, zrobili wszystko, aby pokazać, że to, na co decydowały się wyjeżdżające tam dziewczyny, było dla nich na wskroś atrakcyjne.
Aktorstwo na szczęście nie razi sztucznością, choć Paulina Gałązka grającą drapieżną szefową prostytutek Emi jest zdecydowanie bardziej wiarygodna pod koniec, kiedy odtwarza postać w swoim wieku niż na początku, kiedy w babcinej peruce stara się stworzyć kreację zahukanej 17-latki z prowincji. Zwraca uwagę Kasia Figura jako kierowniczka pań do towarzystwa, która przygarnia Emi. Jej teatralny, przerysowany sposób gry tworzy odpowiedni dystans, inaczej widz miałby poczucie filmowego cringe'u.
Oczywiście nie mogło zabraknąć seksu i to w dosadnym wydaniu, łącznie ze złotym deszczem i koprofilią. To po to, aby widz wydał głośny okrzyk "och!" i pomyślał: to, o czym wcześniej pisano, to jednak prawda. Mityczni Arabowie są tu zawsze młodzi, umięśnieni i przystojni. Jeden z nich w pewnym momencie ma nawet moralne skrupuły co do postępowania swoich pobratymców.
Na koniec na siłę doklejono smutny, acz pouczający finał całego procederu. Gdyby te fakty stanowiły punkt wyjścia, film miałby zupełnie inny, poważniejszy wydźwięk. Ale po co psuć widzom całą zabawę? Teoretycznie za reżyserię wzięła się Maria Sadowska, choć jak wiele razy podkreślano, to jest film Dody. To oczywiste, że jest odpowiedzią na sukces "365 dni" - widać to i czuć od pierwszej do ostatniej sekundy.
"Dziewczyny z Dubaju" to czysta rozrywka, choć wcale nie tania (mimo iż Dubaju w filmie jest tyle co kot napłakał). Widz wyjdzie z seansu oszołomiony mnogością zdarzeń i z pewnością zapamięta główny motyw - piosenkę "Girls To Buy", która z niewiadomej przyczyny powtarzana jest aż do znudzenia. Ci, którzy zechcą skonfrontować filmową wizję z rzeczywistymi wydarzenia, zajrzą do tekstów na ten temat. Wówczas mogą dojść do wniosku, że cały ten świat nie był wcale taki kolorowy, jak go pokazano. Na pewno należy zgodzić się z jednym - zachłanność na łatwe pieniądze jest tak samo wielka w realnym życiu, jak i w filmowej rzeczywistości.
fot. Kino Świat/mat. pras.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie