Reklama

Plemiona Europy - recenzja. Przerażający świat po zbliżającej się Apokalipsie | Robert Patoleta

19/02/2021 06:50

To jedna z najbardziej spektakularnych, europejskich produkcji Netflixa. Z mnóstwa znanych i ogranych elementów twórcy stworzyli uniwersum przyszłości, które oglądamy z zaciekawieniem, ale z pewnością nie chcielibyśmy w tym świecie żyć.

Od dłuższego czasu, jeszcze przed pandemią, żyjemy w poczuciu końca starego świata. Niepokój przed tym co może nas niedługo czekać ma swoje odzwierciedlenie w kulturze, w szczególności w coraz liczniejszych serialach o tematyce apokaliptycznej - poczynając od "Opowieści podręcznej", kończąc zaś na "Dark".

 

Plemiona Europy - recenzja

Kolejnym serialem, wpisującym się w ten nurt, jest niemiecka produkcja "Plemiona Europy", będąca połączeniem fantastyki naukowej z dystopią. Jest tu też coś z serialu młodzieżowego, w którym główni bohaterowie - rodzeństwo Liv, Kiano i Elja, muszą walczyć o to, aby przetrwać w zdziczałym, prymitywnym świecie po tajemniczym blackoucie z 2029 roku. Jest tu inspiracja kultowym "Mad Maxem", Europa zaś składa się głównie z lasów i ruin (największe miasto Brathok liczy 80 tysięcy mieszkańców i jest przedstawione jako miejscy pracy niewolników). Na naszym kontynencie państwa rozpadły się i powstały większe lub mniejsze plemiona na czele z okrutnymi Wronami i szlachetnymi Szkarłatnymi, którzy walczą o dominację nad kontynentem.

To serial złożony z wielu znanych i ogranych elementów. Sekwencje walk są zbyt teatralne, zaś część serialu, która rozgrywa się w mieście Brathok, jak to bywa w takich przypadkach, inspirowana archetypicznym "Metropolis" Frtiza Langa, nieco razi sztucznością. Mimo to całość ogląda się nieźle. Widz jest ciekawy, jak potoczą się losy rozdzielonego rodzeństwa i czy spotkają się ponownie. I wreszcie jaka jest odpowiedź na kluczowe pytanie - dlaczego doszło do katastrofy z 2029 roku i do upadku cywilizacji, jaką znamy, do cofnięcia się niemalże do czasów prehistorycznych, w których największą wartość mają gadżety elektroniczne pozostałe z przeszłości, takie jak działający tablet. Aktorzy zostali skrupulatnie wybrani spośród kandydatów z całej Europy. Wśród nich zdecydowanie wybija się na pierwsze miejsce Oliver Masucci (pamiętny Ulrich z "Dark"), który stworzył podszytą komizmem postać sprzedającego elektroniczny złom spryciarza Mojżesza.

Powstaje nieodparte wrażenie, że serial powstał na zamówienie Unii Europejskiej. To rodzaj ostrzeżenia przed tym, co może stać się po upadku ponadnarodowej organizacji. Nieco rażą nachalnie powtarzane słowa: w jedności siła (w jednej z dramatycznych scen robią wręcz absurdalne wrażenie). Pomijając wszystkie błędy i odniesienia do polityki, trzeba przyznać, że to całkiem zgrabna produkcja. Czekam na dalszy ciąg z nadzieją: oby to co pokazali twórcy na zawsze pozostało serialową fikcją.

Moja ocena: 6/10

Robert Patoleta

fot. Netflix

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Wróć do