
Znany i ceniony ksiądz, który zmarł w styczniu 2024 roku, przed czterema laty w stanowczy sposób wypowiedział się na temat drugiego ślubu kościelnego Jacka Kurskiego. Uważał ten krok za nieodpowiedzialny. Nalegał, aby władze Kościoła wyjaśniły, dlaczego podjęto tego typu decyzję.
Jacek Kurski swój drugi ślub kościelny - z Joanną Kurską (wcześniej znaną jako Joanna Klimek) - wziął 18 lipca 2020 roku. Uroczystość odbyła się w kaplicy Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia w krakowskich Łagiewnikach, co wzbudziło wiele kontrowersji i publicznych dyskusji.
W 2015 roku rozwiódł się z pierwszą żoną, Moniką Kurską, z którą ma troje dzieci. Uzyskanie unieważnienia poprzedniego małżeństwa było konieczne, aby mógł poślubić drugą żonę przed ołtarzem. Joanna również była wcześniej w związku małżeńskim i także musiała uzyskać odpowiednią zgodę. Jacek Kurski w rozmowie z Żurnalistą przyznał, iż nie miał pewności, że uzyska unieważnienie ślubu.
Nie było żadnych przywilejów, żadnych preferencji. Mało tego, nie wiedzieliśmy, że takie są statystyki kościelne, ale diecezja, do której składaliśmy te wnioski o stwierdzenie nieważności małżeństwa, Archidiecezja Gdańska, bo tam były obydwa sakramentalne śluby zawarte przez Joannę i przeze mnie, jest diecezją o rekordowo niskim odsetku zgód wydawanych na unieważnienie - opowiadał.
W 2020 roku głos w tej sprawie zabrał ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski. W rozmowie z serwisem wRealu24.pl duchowny nie krył szczerego oburzenia. Przyznał, że nigdy wcześniej nie spotkał się z podobnym przypadkiem. Uznał tego typu postępowanie za niedojrzałe i nieodpowiedzialne.
Ja jestem księdzem od 40 lat i powiem szczerze, że pierwszy raz słyszę o takim przypadku. Nie spotkałem ani w swojej diecezji, ani w innych, choć interesuję się tymi sprawami, żeby po 24 latach małżeństwa, kiedy jest troje dzieci na świecie, nagle ktoś dostał unieważnienie kościelnego ślubu. To nie są nastolatkowie, którzy nie wiedzieli, co robią. Nie zdawali sobie sprawy przez 24 lata, że małżeństwo jest nieważne? - zapytał retorycznie.
Ksiądz uważał, że powód unieważnienia ślubu powinien zostać podany do publicznej wiadomości. Tak się jednak nie stało.
Teologowie bardzo wyraźnie podkreślają, że przysięga jest składana sobie nawzajem przez małżonków, a ksiądz jest tylko świadkiem. Odbywa się to publicznie. Są świadkowie, zaproszeni goście, wspólnota parafialna. Wszystko jest jawne. Wydawałoby się, że jeśli następuje unieważnienie, to wypadałoby tym wiernym powiedzieć, dlaczego, co się stało, jaki jest powód. Nie chodzi o to żeby poruszać bardzo osobiste, intymne sprawy, ale jakiś powód powinien być podany.
Zorganizowanie ślubu w Łagiewnikach było wyjątkowo trudne, ponieważ wymagało zgody biskupa. Nieoficjalnie mówi się, że zgodę tę wydał proboszcz parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Krakowie na polecenie arcybiskupa Marka Jędraszewskiego. Takiego samego zdania był ksiądz Isakowicz-Zaleski.
Władze kościelne krakowskie musiały się na to zgodzić. To musiała być osobista decyzja biskupa Marka Jędraszewskiego. Musiał wiedzieć i wydać na to zgodę. To ogromna nieodpowiedzialność, egocentryzm tych ludzi, choć źle im nie życzę, którzy chcieli z taką pompą brać udział w takim wydarzeniu - powiedział.
Ksiądz był zdania, że nie jest dobrze, jeśli politycy mieszają się do spraw Kościoła i na odwrót.
Co sobie myślą świeccy? Wszyscy inni? Moim zdaniem tu jest wiele innych znaków zapytania. Żyjemy w epoce sojuszu ołtarza z tronem. To nie jest zarzut wobec tej nowej rodziny, ale chyba za bardzo Kościół ulega politykom - stwierdził.
Według duchownego władze Kościoła powinny wyjaśnić sytuację i wytłumaczyć, dlaczego tego typu ślub się odbył. Stwierdził na koniec, że "nie ma nic gorszego, jak niedopowiedzenia".
fot. KAPiF
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie