
Celebrytka stara się zapewnić swoim synom zdalne lekcje, ale na swojej drodze napotyka wiele kłopotów. Jak sobie z nimi radzi?
Koronawirus w coraz większym stopniu rozprzestrzenia się w całym kraju. Jedną z grup najbardziej narażonych na COVID-19 są kobiety w ciąży. Małgorzata Rozenek-Majdan spodziewa się dziecka, zaś dobrą nowinę ogłosiła w grudniu. Wraz z mężem Radosławem Majdanem starali się o potomstwo długo, lecz bez skutku. Małgosia zaszła w ciążę dopiero dzięki metodzie in vitro. Poród planowany jest na czerwiec.
Aby jak najlepiej odizolować się od potencjalnego zagrożenia, wraz z mężem i synami, 14-letnim Stanisławem i 10-letnim Tadeuszem, wyjechała z Warszawy do luksusowego spa pod Ostródą.
Boję się tego, czego boją się inne matki. Jestem w siódmym miesiącu ciąży i nie wiem, jak dalej będzie. Najgorsza jest niepewność, zalecenia zmieniają się dość często. Ale jedyne, co mogę zrobić w tej sytuacji, to za wszelką cenę zapobiec zarażeniu się. W tej chwili jest to najważniejsze. Wyjechaliśmy więc w całkowitą głuszę na odludzie, gdzie w ogóle nie ma ludzi. Nie kontaktujemy się z nikim – zdradza Małgorzata w magazynie "Viva!".
Choć okolica jest spokojna i wręcz sielankowo, celebrycką parę nie ominęły kolejne problemy. Podczas kwarantanny zajęcia szkolne odbywają się zdalnie - przez internet. Występują przy tym liczne problemy. A to brakuje komputerów i urządzeń elektronicznych, połączenie jest za słabe, platforma, z której korzystają uczniowie i nauczyciele zawiesza się.
W końcu Małgosia miała tego dość i napisała na Instagramie:
My mamy problemy z ogarnięcie homeschoolingu. Tyle tego i do tego dwa razy, i za mało sprzętu, ale co robić.
Internauci zapytali celebrytkę, czy pokaże, jak wygląda domowa edukacja jej synów.
I po co? Żeby narazić się Rzecznikowi Praw Dziecka? - odpowiedziała.
ZOBACZ: Małgorzata Rozenek udaje ciążę?! Internauci podobno mają na to dowody!
Małgorzata Rozenek obawia się jednak, że kiedy dziecko przyjdzie na świat, nie będzie miała tyle czasu dla Stanisława i Tadeusza, co dotychczas.
Macierzyństwo to jest "kosmos". Najtrudniejsza w nim jest świadomość, że to będzie już do końca życia. Pamiętam, jak po urodzeniu Stasia przyjechałam do domu, wzięłam go na ręce i powiedziałam: "Synku, od teraz jesteśmy ty i ja. Już na zawsze. Zrobię wszystko, żebyś był szczęśliwy". Teraz Staś ma 14 lat, a Tadzio 10 lat i pewnie chcieliby, żeby mama im trochę odpuściła. Myślę, że nie mogą się doczekać narodzin brata, bo wtedy będzie "Hurra!, żadnej kontroli".
Miejmy nadzieję, że nie będzie tak źle. W końcu rodziny, w których wychowuje się nawet więcej niż trójka dzieci, jakoś sobie radzą.
fot. Instagram/m_rozenek, Viva!
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie