
W piątek Minister Kultury i Sztuki Piotr Gliński ogłosił listę artystów, którzy otrzymali dofinansowanie z budżetu jako rekompensatę za utracone zyski związane z nałożonymi obostrzeniami. Łącznie wydano 400 milionów złotych. Jednak, kiedy przeanalizowano listę "nagrodzonych", okazało się, że największe kwoty, poza dużymi instytucjami kulturalnymi, takimi jak teatry, otrzymali komercyjni piosenkarze i zespoły ze szczególnym uwzględnieniem gwiazd disco polo.
Oto lista gwiazd, które otrzymały największe wsparcie z Funduszu Wsparcia Kultury:
1. Golec uOrkiestra (Golec Fabryka - nazwa spółki) 1,89 miliona złotych
2. Bayer Full (Impresariat zespołu) i Sławomir Świerzyński (lider zespołu) 650 tys. złotych
3. BAJM 613,5 tys. złotych
4. Radosław Liszewski (Weekend) 520 tys. złotych
5. Kamil Bednarek 500 tys. złotych
Po zapoznaniu się z kwotami wsparcia zaczęto zastanawiać się, jaki był sposób przyznawania tak wysokich dofinansowań. Minister Gliński najpierw pisał o tajemniczym "algorytmie", na podstawie którego przydzielano środki. Potem zaczął żartować: "znane nazwiska plus pieniądze to wizerunkowe seppuku". W końcu okazało się, że pieniądze przyznawano na podstawie następujących (w wielu przypadkach dyskusyjnych) elementów:
- spadku przychodów instytucji/przedsiębiorcy 2020 vs. 2019
- liczby zatrudnionych osób
- liczby odwołanych imprez/wydarzeń artystycznych
- wpływu dofinansowania na lokalną społeczność (cokolwiek to znaczy)
- udziału przychodów z muzyki tańca i teatru w ogólnych przychodach firmy
- zadłużenia przedsiębiorców spowodowanego pandemią.
Decyzja ministerstwa wywołała burzę zarówno wśród artystów, jak i wśród internautów. Najczęściej pojawiał się zarzut, że pieniądze rozdzielono niesprawiedliwie - największe kwoty otrzymali artyści, którzy wcześniej zarabiali wcale niemało. Przyznane kwoty porównywano z innymi branżami, przede wszystkim niedofinansowaną służbą zdrowia, ale również dużą liczbą mniejszych przedsiębiorców, którzy z powodu zamknięcia swoich branż stracili źródło przychodu, zaś z programów "tarczy antykryzysowej" otrzymali niewspółmiernie mniejsze dofinansowanie (najczęściej postojowe w wysokości 2 tys. złotych i ewentualnie pożyczkę w kwocie 5 tys. złotych) albo nie dostali nic.
Niektóre gwiazdy nagrodzone przez ministerstwo postanowiły się bronić. Kamil Bednarek uważa, że pomoc mu się należy, ponieważ prawidłowo prowadzi działalność gospodarczą, płaci podatki i nie wtrąca się do polityki.
Ubolewam, że wszystko sprowadzane jest dzisiaj do polityki.. polityki, której nigdy nie rozumiałem, nigdy nie starałem się rozumieć i polityki w której jakkolwiek nigdy niechciałbym się znaleźć. (...) Nie rozumiem, dlaczego media wyszczególniły na tapecie głównie moje nazwisko spośród ponad dwóch tysięcy podmiotów może właśnie dlatego , że nie opowiedziałem się nigdy za żadną opcją polityczną?! Może dlatego, że uczciwie prowadzę firmę i nie wymieniam pieniędzy pod stołem?! Jestem tu zbyt długo i takie polowania na mnie przeżyłem już niejedno.. przeżyje i to!:) Będzie o czym pisać - przekazał na Instagramie.
PRZECZYTAJ TEŻ: Daniel Martyniuk wyśmiał Kamila Bednarka: Dla mnie on jest nikim!
W niedzielę, w związku z licznymi kontrowersjami minister Gliński ogłosił, że wypłaty świadczeń zostały wstrzymane do odwołania.
Swoje rozczarowanie decyzją resortu wyraziła Kasia Cerekwicka, która napisała na Instagramie (post został później usunięty):
Mogą już państwo odetchnąć z ulgą. W swoim projekcie zakładałam udział 68 osób. Byłoby to 68 miejsc pracy. Kosztorys nie obejmował mojego wynagrodzenia. Tyle osób dostałoby prace w grudniu, i już nie dostanie.
Są jednak artyści, którzy nie zamierzają korzystać z państwowej kasy. Kazik Staszewski namawia za to fanów, żeby kupowali płyty Kultu, ale nie chce krytykować swoich kolegów z branży, którzy chcą uszczknąć co nieco z programu wsparcia.
Nie nam oceniać kto z nich jest w tak tragicznej sytuacji by rząd o taką zapomogę prosić. Jeśli nie widzą w tym jakiejkolwiek niestosowności to niech biorą jak dają - napisał na Facebooku.
Z kolei Taco Hemingway zdementował informacje, że ubiegał się o pieniądze z ministerstwa. Przekazał, że o dotację starał się indywidualnie jego menadżer, aby opłacić swoich własnych współpracowników. Jednocześnie, nawiązując do Kamila Bednarka, ostro skrytykował artystów, którzy wyciągnęli rękę po pieniądze. Jednocześnie przyznał, że z własnej kieszeni przekazał kwotę na rzecz służby zdrowia.
O dotacyjnym skandalu dowiedziałem się wczoraj, ze zdziwieniem i rozgoryczeniem obserwując listę znanych nazwisk obok bajońskich sum zapomogi. Obecna afera to jeden z wielu przykładów niewłaściwego dysponowania pieniędzmi publicznymi w naszym kraju. W maju przelałem znaczącą dla mnie kwotę na pomoc polskiej służbie zdrowia, bo widzę i wiem od znajomych lekarzy, jak bardzo jest niedofinansowana. Mam jednak świadomość, że to obowiązkiem państwa powinno być finansowanie tak służby zdrowia jak i pracowników innych branży, którzy zostali najsilniej poszkodowani w wyniku pandemii. Z ulgą przyjąłem informację Ministerstwa Kultury o tym, że rząd przynajmniej chwilowo wstrzymuje planowane wypłaty. Oburzenie społeczeństwa zaczyna zbierać swoje plony. Być może ktoś rzetelnie zastanowi się, komu faktycznie potrzebna jest pomoc, a kto doskonale sobie poradzi bez niej - napisał na Instagramie.
Należy pochwalić taki gest. Uważam jednak, że skoro rząd zamknął wiele branż, pozostawiając ludzi bez zarobków to powinien im wynagrodzić straty. Trzeba jednak pamiętać, że większość osób z branży artystycznej to nie są bogate gwiazdy, które mają rozmaite źródła finansowania i spokojnie dałyby sobie radę bez pracy przez jakiś czas. Większość artystów to osoby zatrudnione na umowach o dzieło, które zostały pozbawione jakichkolwiek dochodów.
Jedną z tych osób jest aktorka Barbara Garstka, o której ostatnio zrobiło się głośno, po tym, jak zatrudniła się w sklepie meblowym. W Onet Rano opowiedziała o realiach życia aktora, który nie jest gwiazdą mediów. Przekazała, że nawet aktorzy na etacie nie zarabiają oszałamiających kwot. Często jako postawę wynagrodzenia otrzymują miesięczne honorarium w wysokości 1900 złotych, do tego doliczane są kwoty od 100 do 400 złotych za spektakl. Zdarza się, że aktor w miesiącu nie gra żadnego przedstawienia, wówczas pozostaje mu goła podstawa. Takie osoby nie mogły ubiegać się o dotację w ministerialnym programie, a są ich w skali kraju setki, jeśli nie tysiące. Próbują więc zmienić zawód, aby móc się utrzymać.
Nie winię zamożniejszych artystów o to, że starają się o pomoc. Winą należy obarczyć rząd, który po raz kolejny udowodnił swoją niekompetencję. Niektórzy żartują, że ministerstwo największą zapomogą obdarzyło swoich idoli. Zostawmy żarty na bok, bo sprawa jest poważna. Przy takim amatorskim podejściu czarno widzę przyszłość nie tylko polskiej kultury, ale całej gospodarki. Dotychczasowa polityka, jaką serwuje nam władza prowadzi do tego, że większość znanych i bogatych artystów stanie się jeszcze bogatsza, zaś cała reszta będzie zmuszona szukać pracy w innych, funkcjonujących jeszcze branżach. Czy naprawdę o to powinno chodzić?
fot. MWmedia, Instagram/kamilbednarek, kasia_cere
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie