
Dziennikarz jest oburzony i zniesmaczony przesadnie bogatymi imprezami organizowanymi z okazji pierwszej komunii świętej. Przypomina, że kiedyś było znacznie skromniej, a i tak wszyscy byli zadowoleni.
Co roku rodzice prześcigają się w organizacji jak najbardziej bogatej uroczystości pierwszej komunii świętej dla swoich pociech. Jeśli ich na to stać, nie żałują pieniędzy nawet na największe fanaberie, na przykład piękny welon dla córki. Wydatków jest co niemiara, ponieważ chcą, aby tego typu wydarzenie kościelno-rodzinne zostało zapamiętane na lata.
Jeśli chodzi o ubiór i wygląd dziewczynek to prawdziwa rewia mody. Jak podaje Interia, "sukienka komunijna, bolerko, wianek, rękawiczki, dodatkowy żakiet do sukienki, buty komunijne, torebka, sukienka na przebranie, rajstopy" - taki zestaw komunijny stał się już normą. Chłopcy wcale nie muszą wyglądać gorzej - alba, koszula, spodnie garniturowe, muszka pod brodę, lakierki to zestaw podstawowy. Sam outfit dla dziecka na ten wyjątkowy dzień to wydatek rzędu tysiąca złotych.
A przecież to dopiero początek. Niezwykle istotnym elementem jest przecież wypasione przyjęcie komunijne, obecnie najczęściej organizowane w restauracji. Wirtualna Polska podała, że cena tzw. talerzyka to koszt od 100 do 350 złotych za osobę. W skład menu wchodzi zimny bufet, dania ciepłe, deser (w tym obowiązkowo wielki tort) oraz napoje. W cenę wliczony jest oczywiście wynajem sali. Jeśli chcemy zaprosić na uroczystość 30 osób, powinniśmy przygotować około 6 tysięcy złotych. Jest jedna dobra wiadomość - istnieje możliwość, że duża część poniesionych wydatków zwróci się rodzicom w postaci kosztownych prezentów, które zaproszeni goście przekażą naszym pociechom.
Nad tego typu komunijnym rozpasaniem ubolewa Zygmunt Chajzer. Dziennikarz przyznał, że jest zszokowany tym, co widzi podczas tego typu imprez.
Dziś komunie to jest jakiś absurd, szokujące jest to, jakie się daje prezenty i przyjęcia organizuje. Jest przepych i bogate stroje. Jak się mają czuć rodzice i dzieciaki, których na to nie stać. Czasami to wygląda jak huczne wesele na kilkaset osób - zauważył w rozmowie z "Faktem".
Przypomniał, że wielu rodziców nie stać na bogate imprezy, więc ich dzieci mogą czuć się poszkodowane.
W tej chwili dzieci, których rodziców nie stać na takie wystawne imprezy i drogie prezenty czują się pokrzywdzone, zdołowane, czują się gorsze i to jest straszne, okropne. Kiedyś nikt nie wyobrażał sobie nawet, że przyjęcie komunijne można robić w lokalu. To było spotkanie rodzinne, mama obiad przygotowała, było kilka najbliższych osób. Teraz to są wystawne bankiety.
Wrócił pamięcią do czasów PRL-u, kiedy sam był mały i kiedy pierwszą komunię miały dzieci dziennikarza.
Wtedy prezenty były skromne, ale i tak się wszyscy cieszyli, mieli jakby mało, ale to nie było problemem. Ja sam pamiętam, że dostałem piłkę, bo zawsze grałem i lubiłem sport - wyznał.
Jak sądzicie, czy jest szansa, że rodzice opamiętają się w swoim komunijnym szale i zrozumieją, że nie wszystko robi się na pokaz?
fot. KAPiF
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie