
Popularna aktorka zabrała głos w dyskusji dotyczącej stosowania przemocy wobec studentów przez niektórych wykładowców łódzkiej Filmówki. Opowiedziała przejmującą historię związaną ze śmiercią swojej mamy.
Narastają kontrowersje wokół kadry pedagogicznej łódzkiej Szkoły Filmowej. Najpierw Anna Paliga, a potem inni studenci ujawnili informacje o prześladowaniach i znęcaniu się nad studentami przez część wykładowców. Głos w tej sprawie zabrały również gwiazdy. Bardzo emocjonalny wpis na Facebooku umieściła Joanna Koroniewska, która odniosła się do zachowania jednej z profesorek (o której wspomniała wcześniej Weronika Rosati).
Tak, na samą myśl o nazwisku Ewa Mirowska robi mi się niedobrze. W imię zahartowania mnie, od razu na początku wybrała mnie sobie za cel i szczerze, była to niekończąca się moja walka z upokorzeniem, wstydem i samymi najgorszymi emocjami. Wybitna Pani Pedagog wymyślała mi ksywy, które raniły mnie do żywego, wciąż zwracała uwagę na to, jaka to jestem głupia, używając przy tym naprawdę mocnych słów. Najgorszych. Najmocniejszych... - napisała aktorka.
Joanna Koroniewska miała 22 lata, kiedy zmarła jej mama. To był dla niej ogromny cios spotęgowany faktem, że nie uzyskała zwolnienia z zajęć, aby spędzić z nią ostatnie chwile.
Kiedy umierała na raka moja mama, byłam w trakcie prób do przedstawienia dyplomowego, od którego zależało moje być albo nie być na uczelni. Siedząc z moją umierającą mamą, bez rodzeństwa, bez oparcia ze strony ojca, zadzwoniłam do Pani Mirowskiej, że to ostatnie godziny mojej mamy i bardzo chciałabym móc ją pożegnać.
Byłam w tej sytuacji sama. Tak jak i sama była moja matka, która bardzo mnie potrzebowała. Pamiętam jak dziś - były dwa tygodnie do spektaklu dyplomowego (...). Spektakl był przygotowany, rola zrobiona, a ja prosiłam o zaledwie jeden dzień. Usłyszałam w słuchawce wzburzony głos mojej Profesorki, że absolutnie nie ma takiej możliwości, że muszę wracać, mimo że usilnie tłumaczyłam, że nie mam z kim zostawić mojej mamy. Zostałam wtedy wyzwana od egoistek, że myślę tylko o sobie, a nie o Kolegach, którzy potrzebują próby ze mną, po czym rzucona została słuchawka.
Mama aktorki zmarła w hospicjum. Jak przyznaje Joanna Koroniewska to nie był jednostkowy przypadek. Pani profesor nie pozwalała swoim studentom jeździć na pogrzeby bliskich. Dziś Joanna żałuje, że wówczas się nie zbuntowała.
Tak pani Ewo. Nadal jestem aktorka. Tak mam się świetnie. Wiem też, że Pani czyny wobec niektórych studentów były okrutne - napisała.
fot. Facebook.com/Joanna Koroniewska, Instagram/joannakoroniewska
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Pochodzę z rodziny pedagogów, ale też mam w sercu głęboka ranę i ona krwawi po dziś dzień. Zostałam przez nich bardzo skrzywdzona i jak wspomnę na tę chwilę to chce mi się płakać. Może innaczej potoczyłoby się moje życie.
Potwór z tej Mirowskiej ????????
Szmata
No cóż to bardzo przykre, ale wielu z nas nie mogło pożegnać się ze swoimi bliskimi. A starsze osoby umierały w samotności z powodu zamknięcia szpitali.
Takie nieludzkie traktowanie studentów powinno mieć swój finał w sądzie. Dziwię się, że jeszcze te osoby obrażane, poniżane, wyśmiewane przez panią ''pedagog'' nie złożyły grupowego pozwu.
Niestety to nie tylko filmówka,tak się dzieje również w szkołach średnich.